Czas płynie. Żeby nie użyć mniej ładnego słowa:)
Trochę mnie nie było.
Byłam gdzie indziej:)
Głowa rodziny miała wyjazd do Budapesztu. Firmowy. Zabrałam się
z Głową:) Dwa króciutkie dni. Trochę pospacerowałam, porobiłam parę zdjęć, nadwyrężyłam nogę:) Pobyczyłam się. Byłam nawet na kolacji firmowej
z Głową:) Braki w angielskim nadrabiałam uśmiechem... eh... DUUUŻO się uśmiechałam:)
Wracając ruszyliśmy nie na Kraków, a na Wisłę i pan Krzysztof-GPS zafundował nam taką wycieczkę leśnymi skrótami, że momentami na prawdę byłam w strachu... Swoją drogą w niesamowitych miejscach ludzie mieszkają.
Później weekend w Wiśle na nartach. Jeździło się wspaniale, choć dopadł mnie mój brak kondycji:)
W poniedziałek dojechali do nas Rodzice z Marysią. I jazda do Korbielowa!
Też na dwa dni, więc krótko, za to w jakim towarzystwie! Wspaniali nowi znajomi - inspirujący na maksa! Szukanie po sklepach mąki ziemniaczanej
w ilości nadzwyczajnej. Zabawa - doskonała zresztą - w mącznej zawiesinie. Mruczenie krasnoludzkich melodii. Rozmowy z Przyjacielem. Wariacka wspinaczka z Marysią na sankach do schroniska na Mizowej Polanie, na mszę w środę popielcową. Znów narty. Wiele cudownych chwil z ludźmi cudownymi! Chciałoby się, żeby trwało, trwało, trwało...
Tak...
A co do igły i nitki... kończę matę budowlaną:) Zostało mi przyszyć parę guzików. Tył mam już gotowy. Trzeba zszyć jedno z drugim i ramkę ładną strzelić. W końcu... Pisałam już - nie łatwo było mi się za nią wziąć. Nie mój temat... Ale lepiej późno niż później:)
A dziś literki. Letnie jeszcze...
Następnym razem Kubuś...
Miłej niedzieli Wszystkim!!!