niedziela, 16 czerwca 2013

Dwa miesiące...

Dwa miesiące ciszy.
Już prawie zapomniałam, jak się tu pisze:)
Dużo czasu. Dużo różnych spraw... Dużo przeżyć... Dobrych i mniej dobrych - różnych.

I znów mamy ciepłe dni! Znowu lato się zaczyna! Znowu można okno na oścież otworzyć! Świeże owoce zza domu, warzywa jeszcze nie, ale już niedługo...
Marysia ma na podwórzu pełen wypas. Choć może nie na hektarach to piaskownica, basenik, domek typu tipi:), leżaczek, karimata i co tam sobie jeszcze zażyczy - wszystko się mieści:)
W dodatku trawniczek ogrodzony, żeby Wini (Vinni jak ją ochrzcił pan weterynarz) nie paskudziła i zabawek nie zjadała. Swoją drogą Wini ciężka do opanowania bywa, więc czasami i bezpieczniej jak tak piesek zaczyna szaleć na oślep nie patrząc gdzie i po czym/kim leci.

Było parę wypadów na Kraków. Perfugiowe wypady. Jak na razie się skończyły. Zaczął się natomiast sezon na wyjazdy Pana Głowy. I tak np Tatuś teraz na wyjeździe - teraz i przez najbliższe 2 tygodnie... Marysia mocno zaczęła przeżywać te rozstania. A może zawsze tak przeżywała i teraz tylko potrafi lepiej zwerbalizować co czuje... Ze zmianą pracy poczekać trzeba chyba jednak do powrotu do Krakowa. A to jeszcze pewnie potrwa.
Nie twierdzę, żeby mi się tam aż tak śpieszyło. Dobrze mi tu gdzie jestem. Dobrze nam.

Dziś przedstawiam wózek. Wersję po tuningu. Zdjęcia wersji "przed" nie mam. Nie pomyślałam... W każdym razie był w kiepskim stanie. Porwane siedzisko, którego nie dało się nawet założyć, obgryziona rączka itp. Uszyłam siedzisko, owinęłam rączkę taśmą, żeby ciut lepiej wyglądała i dorobiłam "podwozie":), miejsce na różne przydasie...
Mam nadzieję, że się sprawdza:)








To do napisania... Mam nadzieję, że szybciej niż za dwa miesiące:)...